Graham Masterton - Błyskawica(2)

Graham Masterton - Błyskawica(2), V2 DLA CIEBIE

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
GrahamMastertonBłyskawicaZ angielskiego przełożył BOGUSŁAW STAWSKIWczoraj wieczorem prowadziłem samochód, Nie potrafišc kierować, Nie będšc jego włacicielem.Jechałem i potršciłem Ludzi, których kochałem.Gregory CorsoCZĘĆ PIERWSZAKREW I OGIEŃROZDZIAŁ 1Zadzwonił telefon. Dzwonił i dzwonił, i nie chciał przestać. Zakryli głowywygniecionškołdrši udawali, że piš, ale na nic sięto nie zdało. Wiedzieli, żewkońcu i takbędšmusieli odebraći zetknšćsięze wiatem zewnętrznym.Telefon dzwoni mruknęła Sarah. Spod kołdry wystawały tylko oczy ipukle kręconych włosów. Nie odbierzesz?Po co?Może to coważnego.Jelito coważnego, to zadzwonišjeszcze raz.Jelito coważnego, to będšdzwonili non stop.O rany, moja głowa stękał. Ostatni raz w życiu piłem tequilę. ZabiliDavy'ego Crocketta w cholernym Ala-mo, a teraz próbujšotrućnas i całšresztę.Craig, no proszę, odbierz.Boże, cišgle dzwoni? Mylałem, że to moja głowa. O Jezu! Założęsię, żeto tylko mój cholerny ojciec.Gołe ramięwysunęło sięz pocieli, zrzuciło pustšszklankęz nocnego stolika i w końcu natrafiło na aparat pod stosem gazet i czasopism.Słuchawka zniknęła pod kołdrš.Halo? powiedział jakisłabo słyszalny głos. Halo?Tata? zapytał Craig.Czeć, Craig. Jak leci? Przycisnšł słuchawkędopiersi.To mój popieprzony ojciec.Co mówisz, Craig?Nic, tato. Czy wiesz, która jest godzina?Oczywicie. Jedenasta trzydzieci czasu wschodniego.Żartujesz chyba. Moja głowa czuje się, jakby była dopiero druga w nocy.Pijšcy muszšpłacićswojšcenę, synu. Piłegin, to masz kaca.Okay, tatku. Oszczędmi wykładów. To nie był gin, jeli chodzi oszczeroć, tylko pieprzony sok z kaktusów.Co słychaću Sarah?Znowu przycisnšł słuchawkędo piersi.Chce wiedzieć, co u ciebie.No dobrze. A jak, kurczę, wyglšdam?Okropnie. Nigdy w życiu nie widziałem kogoo tak skacowanychwłosach.Powiedz, że wszystko u mnie wietnie.Tata? Sarah mówi, że wszystko u niej gra.To sięcieszę. A teraz skup się, Craig. W przyszłšrodębędzie wielkimoment.Co za wielki moment?Rekord, Craig. Rekord. Dzwonię, bo chciałbym, żebyprzyjechał z Sarahi obejrzał próbę.W rodę? Tato, dzisiaj jest jużniedziela, więc nie wiem, czy będziemymogli...Craig, przecieżniecodziennie twój ojciec próbuje pobićrekord wiata wprędkoci nalšdzie.Niecodziennie wychyla sięjedenacie kieliszków tequili.Craig, bšdpoważny. Twoja matka teżby siębardzo z tego cieszyła. Tosprawa rodzinna, Craig. To prestiżi chwała dla całej rodziny. Chcę, byty iSarah teżw tym uczestniczyli.Naprawdęto zrobisz? Wszystko jużprzygotowane?Wszystko. Dzipo południu robimy ostatnie testy hamowania i bryka jestgotowa do jazdy. Craig, naprawdęchciałbym, żebyprzyjechał. Jeli kiepsko uwas z kasš, to zafundujęwam bilety.No dobra, w porzšdku. Spróbujemy.Co spróbujemy? zapytała Sarah, siadajšc na łóżku.Okay, tato. Zadzwoniędo ciebie we wtorek. No to na razie.Znalazł resztętelefonu i odłożył słuchawkę.Byłakiedyw Utah?Nawet z rozczochranymi włosami zachowała dziecięcšurodę, którštak bardzow niej lubił. Usta w kształcie łuku Kupidyna, oczy jak u porcelanowej lalki iniewielkie sterczšce cycki. Gdyby stanęli naprzeciw siebie nago i ugryli sięnawzajem, to jego szczęki zacisnęłyby sięw powietrzu jakiedziesięćcentymetrów ponad myszowatymi lokami, a jej zęby trafiłyby na jego lewy sutek.Au! Nie powinien mylećo takich głupotach.Utah? A kto, do licha, jedzi do Utah? zapytała.Wzruszył ramionami. Miał cienie pod oczami. Wyglšdał jak trochęwyższawersja Ala Pacino. Przypominał teżtrochęLatynosa z ciemnymi, błyszczšcymioczami i dziecięcymi policzkami. Ale dziprezentował sięjak Al Pacino pociężkiej podróży.Mormoni jeżdżšdo Utah.Sarah potrzšsnęła głowšz rezygnacjš. Jej odkryte piersi zatańczyły na boki.Oczywicie, że mormoni jeżdżšdo Utah. Przecieżoni tam mieszkajš. No ico z tego?^ Mój poršbany ojciec wybiera siętam próbowaćpobićrekord prędkoci, i to ztego. Chce miećprzy sobie całšrodzinę, żeby całowała go po dupie, gdy wyjdziez tego zakichanego samochodu. No i co powinienem zrobić? Bardzo miło mnieprosił, żebymy przyjechali. Nie mogęmu powiedzieć, żeby dał nam spokój iposzedł sięršbać.Ale ja mogłabym odparła bez namysłu Sarah, wyskakujšc z łóżka ilšdujšc stopšw półmisku z malanymi herbatnikami.Wiem, że ty bypotrafiła tak powiedzieć, bo on nie jest twoim ojcem iczęcištwojego dziedzictwa.Dziedzictwa? Nie rób z niego od razu takiego Johna Adamsa*. Jestzaledwie kierowcšwycigowym w rednim wieku. Jezu, to tylko o jeden stopieńwyżej od pieprzonego szofera.Patrzył, jak wkłada przez głowęwyszywanšbawełnianšbluzę. Spoglšdał nawšskie biodra i ciemnokasztanowe kędziorki łonowe. Zastanawiał się, czy niepowinien skoczyćprzez pokój i rzucićsięna niš, ale głębokie, bolesne pul* John Adams drugi prezydent Stanów Zjednoczonych (17971801);współtwórca i sygnatariusz Deklaracji Niepodległocisowanie z tyłu głowy ostrzegło go, że to nie najlepszy pomysł. Opary tešuilinadal unosiły sięprzez nos z pustego, gotowego do rzucenia pawia żołšdka iwszelkie próby wyegzekwowania praw małżeńskich mogły zakończyćsiękolorowymmalowidłem na podłodze.Mój ojciec nie jest żadnym szoferem. I proszęcię, żebynie przeklinała.Nie przeklinałam przed lubem. Nauczyłam sięod ciebie.Mój ojciec jest dumnym i upartym starym dziadem, który chce copozostawićpo sobie wiatu. Nie możesz miećmu tego za złe. Każdy chceprzecieżpo sobie cozostawić.Ty za to na pewno zostawiłecopo sobie w sedesie zawołała z łazienki.A czego sięspodziewała? Że każde gówienko zapakujęw papier doprezentów, zanim siętam znajdzie?Siedział w łóżku i zrzędził, a Sarah myła zęby w łazience i odganiała sięodjego zaczepek. Pod nocnym stolikiem znalazł złamanego chesterfielda i zdšżyłwypalićpołowę, zanim mdłoci nie dały mu do zrozumienia, że powinien go jaknajszybciej zgasić. Sarah wróciła do sypialni odwieżona i usiadła na skrajułóżka.Craig, po prostu nie widzęsensu we wleczeniu siędo Utah tylko po to, bypolerowaćego jakiegostarzejšcego sięfaceta, który nie ma pojęcia, kiedyskończyćz młodzieńczymi wygłupami.Pocišgnšł nosem.Mam wietny pomysł. Może pochodzisz tak po domu przez cały dzień? Bezsukienki, bez majtek, tylko w tej bluzce.Craig, próbujęci copowiedzieć, a ty nie słuchasz. Twój ojciec możezginšćw rodę. Czy naprawdęchcesz jechaćtylko po to, żeby to zobaczyć?Zapłaciłbym, żeby to zobaczyć.Nie bšdtaki bezduszny. Wiem, że to nieprawda. Może on jestpompatyczny, ale przecieżzależy ci na nim, prawda? I twojej matce też.Nie, ona go nie kocha.Nie możesz tak mówić. Nie masz pojęcia, co dzieje sięmiędzy nimi?Chyba jest jeszcze z nim, co? I Bóg jeden wie, że istniejšpowody, dla których gonie zostawia.Craig przecišgnšł sięi westchnšł.Doskonale zdajęsobie sprawęz tego, że może zginšć. Ale poprosił nas,żebymy przyjechali, i mylę, że powinnimy pojechać. Nigdy nie byłem w Utah.I nic mu sięnie stanie. Ostatnim razem połamał tylko koci stopy i to byłanajmieszniejsza rzecz, jakšw życiu widziałem. Zdarzyło sięto w Bonneville.Udawałem, że piasek wpadł mi do oczu, żeby nie widział, że sięz niego mieję.Był wciekły na siebie. Uwielbiam go, gdy sięna siebie wcieka.Najpierw mi mówisz, że go nienawidzisz, a teraz zaczynasz go bronić.Craig wstał z łóżka i stał z rękami na biodrach. Sięgnęła rękš, prawie niemylšc o tym, co robi, i chwyciła w dłońjego jšdra, jakby sprawdzała granaty wsupermarkecie.Nie ciskaj, dopóki nie będęcały w tobie. Umiechnęła się.Cokolwiek tu wymylimy, to przecieżtwój ojciec.Pieprzymy się? zaproponował otwarcie. Popatrzyła na jego zwisajšcyczłonek.Blada twarz mówićjedna rzecz przez usta, a druga rzecz przez siusiak.Podszedł do okna, by zasunšćzasłony, i uderzył piszczelšw szklany stolik dokawy.Dziwna sprawa spotkaćmatkęw sierpniowym upale w Salt Lake City.Zawsze widywał jšw klimatyzowanych i zaciemnionych pokojach ich staregodomu na Cape Cod ubranšw pastelowe jedwabie, popijajšcšcytrynowšherbatę.Teraz miała na sobie jasne ubranie w stylu safari (trzeba było przyznać, żedoskonale dopasowane). Siedziała za kierownicšwynajętego w Utah mercurego.Najpierw dostrzegł jej fryzuręwyglšdajšcšjak ptasie skrzydło spryskanekosztownšplatynš. Kiedy sięodwróciła, zobaczył jej idealnie mlecznškarnację,jasnobłękitne oczy i to szczególne spojrzenie, przypominajšce mu MarilynMonroe, która mogła włanie tak wyglšdać, gdyby dożyła pięćdziesięciu pięciulat.Craig, kochanie! Och, Sarah teżtu jest!Czeć, mamo. Przepraszam, że musiałaczekać. Nasza walizka otwarła sięna podajniku bagażu na lotnisku i zanim zebralimy rozsypane ciuchy, minęłodobre dwadziecia minut.Witaj, Marjhorie przywitała sięSarah, pakujšc siędo samochodu.wietnie wyglšdasz. Ten upał ci nie dokucza?Upał, moja droga, jest najmniejszym z moich zmartwień.Wyglšdasz, jakbywłanie wybierała sięna polowanie na słonie zErnes... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tgshydraulik.opx.pl
  •  

    Powered by WordPress dla [Lepiej cierpieć niż nie czuć, że się żyje]. Design by Free WordPress Themes.